If you saw democracy being taken apart right in front of you, what would you do? Whatever you're doing at this very moment.

If you saw democracy being taken apart right in front of you, what would you do? Whatever you're doing at this very moment.

Jak postąpiłbyś, gdyby twoją demokrację rozbierano na części? Dla większości krajów zachodnich było to do niedawna pytanie teoretyczne. Społeczeństwa, które przez to przeszły, jak Niemcy w latach 30. XX wieku, wydawały się coraz odleglejsze. Różnorodne reakcje ludzi na rządy autorytarne – zarówno w polityce, jak i w życiu codziennym – były wprawdzie fascynujące i kluczowe do zbadania, ale zdawały się mniej aktualne.

To już nieprawda. Nieliberalny populizm rozprzestrzenił się na całym świecie, sięgając po władzę lub w niej ugruntowując, od Argentyny po Włochy, od Francji po Indonezję, od Węgier po Wielką Brytanię. Jednak najbardziej znaczącym przykładem przekształcania się stosunkowo wolnego, pluralistycznego społeczeństwa w coś innego są prawdopodobnie Stany Zjednoczone, obecnie dziewięć miesięcy po rozpoczęciu drugiej kadencji Donalda Trumpa.

Jak to często bywa, USA pokazują, co może czekać wiele regionów globu. Represje Trumpa wobec imigrantów, centralizacja władzy, tłumienie sprzeciwu, faworyzowanie lojalnych oligarchów oraz lekceważenie prawdy i prawa nie są wyjątkowe. Nawet rządy przedstawiające się jako alternatywa dla populizmu, jak ten Keira Starmera, coraz częściej przejmują niektóre z jego cech, jak choćby ostentacyjną twardość wobec osób ubiegających się o azyl. Przy ponad trzech latach pozostałych do końca chaotycznej prezydentury Trumpa – a może i więcej, jeśli pokona przeszkody do trzeciej kadencji – życie pod jego rządami daje już najbardziej niepokojący obraz zagrożonej demokracji.

Populizm jest podzielający, przeciwstawiając "lud" postrzeganym wrogom, a nieprzewidywalność Trumpa potęguje nierówny wpływ jego reżimu w kraju. Ta niespójność znajduje odzwierciedlenie w reakcjach różnych grup i osób na jego działania. Te złożone, często niepokojące wzorce są szczególnie widoczne w Kalifornii, stanie, którego Trump nie znosi z powodu liberalnych wartości i wielokulturowości, i gdzie jego administracja interweniowała najbardziej agresywnie.

W Los Angeles, gdzie od czerwca rząd federalny kontrowersyjnie rozmieścił żołnierzy US Marines, Gwardii Narodowej i uzbrojonych funkcjonariuszy ICE, niektóre głównie latynoskie dzielnice pozostają niepokojąco ciche. W Boyle Heights w zeszłą środę rano Cesar Chavez Avenue i Mariachi Plaza – zwykle tętniące życiem centra handlu i spotkań – były niemal opustoszałe. Piekarnie i kawiarnie stały puste, a przyjemne jesienne słońce zachęcało do zajęcia tylko kilku miejsc na zewnątrz. Strach przed nagłym aresztowaniem, zatrzymaniem i deportacją od miesięcy trzyma wielu ludzi w domach, z dala od przestrzeni publicznych.

Tymczasem w pobliskiej dzielnicy artystycznej w centrum LA, zagospodarowanym obszarze z adaptowanych magazynów i fabryk, piekarnie i kawiarnie były tak ruchliwe jak zawsze. Grupy przeważnie białych, modnie ubranych osób gawędziły przy drogich mrożonych kawach i rzemieślniczych kanapkach o swoich najnowszych projektach twórczych. Fakt, że Trump i jego zwolennicy prawdopodobnie pogardzaliby tym widokiem, czy że o krótki dystans dalej obowiązuje coś w rodzaju stanu wyjątkowego, zdawał się nie przeszkadać tym ambitnym milenialsom. W USA, podobnie jak w innych krajach zmierzających ku autorytaryzmowi, ci, których nie dotykają działania państwa, kontynuują kariery, życie towarzyskie i konsumpcję – czasem nawet intensywniej, jako formę ucieczki.

Jednak unikanie polityki i angażowanie się w nią nie zawsze się wykluczają. Często obie te tendencje współistnieją w ludziach, zwłaszcza w obliczu czegoś tak prowokującego i wyczerpującego jak skrajnie prawicowy populizm. Okresy bierności i pozornej akceptacji status quo przeplatają się z silną chęcią działania.

Dwa tygodnie temu uczestniczyłem w proteście "No Kings" w Beverly Hills, mieście bardziej związanym z bogactwem niż aktywizmem. Spodziewałem się małego zgromadzenia elitarnych liberałów. Zamiast formalnego wiecu, żywiołowy tłum liczący kilka tysięcy osób w każdym wieku godzinami maszerował tam i z powrotem wzdłuż krawędzi parku. Nieśli pomysłowe antytrumpowskie transparenty i skandowali w rytm bębnów oraz nieustannych klaksonów przejeżdżających samochodów. Ich okrzyki były nieco nieporadne, co sugerowało, że nie są weteranami protestów, a radosne uśmiechy sprawiały, że wyglądali, jakby cieszyli się czymś niespodziewanie zabawnym i nieco psotnym. Cała scena była podnosząca na duchu – polityka ożywająca dla wielu, być może po raz pierwszy.

Ale autorytaryzm może też wywoływać bardziej znużone reakcje. W San Francisco, mieście o silnych tradycjach politycznych, choć odbywały się tam duże protesty "No Kings", spotkałem się też z poczuciem pogardy wobec Trumpa i jego kręgu. Ludzie wyśmiewali ich jawny interes własny, karykaturalne zastraszanie i dzikie przesady, co groziło przerodzeniem się w gniewną apatię – uczucie, że reżim to po prostu ponury fakt życia, jak rząd w głęboko skorumpowanym kraju czy w dawnym bloku sowieckim. Ta reakcja, podobnie jak odmawianie Trumpowi uwagi, której tak pragnie, może być postrzegana jako forma celowego wycofania i sposób na radzenie sobie. Lecz podczas gdy liberałowie i lewicowcy rozmyślają, jego administracja nieubłaganie posuwa się naprzód.

Gdy byłem w San Francisco, krążyły pogłoski, że Trump planuje wysłać wojsko lub agentów federalnych do tego, co nazywa upadającym miastem. Niektórzy miejscowi, z którymi rozmawiałem, wyśmiali ten pomysł. Wskazywali na piękne ulice, prosperujące firmy, malownicze parki i rozbudowany transport publiczny – jakość życia, która, choć dla niektórych coraz mniej osiągalna, wciąż przewyższa tę w wielu miejscach popierających Trumpa.

Jednak w krajach rządzonych przez autorytarny populizm i media cyfrowe propaganda często przeważa nad faktami. Trump ostatecznie odwołał swoją inwazję na San Francisco, ale zagrożenie pozostaje, jak prymitywny, ale skuteczny cliffhanger telewizyjny. Zbudowanie ruchu politycznego, który mógłby konsekwentnie przeciwstawić się spektaklowości i dramatyzmowi prawicowego populizmu, jak dotąd umyka przeciwnikom Trumpa, z nielicznymi wyjątkami, jak lewicowi działacze Zohran Mamdani i Bernie Sanders.

Jeśli partia Reform UK dojdzie do władzy, co wydaje się coraz bardziej prawdopodobne, brytyjscy liberałowie i lewicowcy staną przed tym samym wyzwaniem. Nigel Farage mógłby z Downing Street wprowadzić strumień przykuwających uwagę polityk, takich jak obiecane w tym tygodniu przez Reform trumpowskie rozmontowanie i upolitycznienie Whitehall. Polityki te mogą zawieść lub rozczarować, jak często bywało z Trumpem, ale wciąż kształtują krajobraz polityczny. Dopóki przeciwnicy populizmu nie zbudują równie nieugiętego i przekonującego ruchu oraz nie wciągną więcej tych, których populizm ofiaruje i oniemia, ta era autokratów będzie trwać. Jak pokazują USA, sporadyczny opór, pogarda i unikanie nie wystarczą.

Andy Beckett jest felietonistą Guardiana.

Często zadawane pytania
Oczywiście Oto lista FAQ dotyczących tego, co robić, gdy jesteś świadkiem demontażu demokracji, oparta na pomyśle podejmowania działań z miejsca, w którym jesteś.

Pytania na poziomie podstawowym

1. Jak w rzeczywistości wygląda demontaż demokracji w praktyce?
To sytuacja, gdy fundamentalne zasady sprawiedliwego społeczeństwa zaczynają słabnąć. Może to obejmować ataki na wolne media, uchwalanie ustaw utrudniających głosowanie określonym grupom, osłabianie niezależności sądów lub szerzenie dezinformacji w celu wywołania publicznego zamętu.

2. Jestem tylko jedną osobą. Czy naprawdę mogę coś zmienić?
Zdecydowanie tak. Demokracja jest budowana na zbiorowym działaniu jednostek. Twój pojedynczy głos, głos i czyny składają się na większą całość. Historia pokazuje, że utrzymująca się presja społeczna zwykłych ludzi jest potężną siłą napędzającą zmiany.

3. Co jest absolutnie pierwszą rzeczą, jaką powinienem zrobić, jeśli się martwię?
Zdobywaj informacje z wiarygodnych, bezstronnych źródeł informacji. Zrozumienie tego, co się dzieje, jest niezbędnym pierwszym krokiem przed podjęciem skutecznych działań.

4. Jestem zajęty i czuję się przytłoczony. Co mogę zrobić teraz, co nie zajmie dużo czasu?
Możesz skontaktować się ze swoimi wybranymi przedstawicielami. Szybki telefon, e-mail lub list wyrażający Twoje obawy zajmuje tylko kilka minut, ale pokazuje im, że ich wyborcy obserwują sytuację i troszczą się o te kwestie.

5. Dlaczego powinienem się przejmować, skoro nie jestem jeszcze bezpośrednio dotknięty?
Demokracja chroni prawa wszystkich. Jeśli dziś zostanie naruszona dla jednej grupy, jutro łatwiej będzie ją naruszyć dla innej grupy, w tym Twojej. Chodzi o zabezpieczenie systemu zaprojektowanego do ochrony wszystkich obywateli.

Zaawansowane/Praktyczne Pytania

6. Poza głosowaniem, jakie są najskuteczniejsze sposoby przeciwstawiania się?
Dołącz do organizacji lub je wspieraj: Znajdź i wesprzyj grupy, które stoją na pierwszej linii obrony zasad demokratycznych.
Angażuj się w politykę lokalną: Uczestnicz w spotkaniach rady miasta, posiedzeniach rady szkolnej i sesjach rady miejskiej. Polityka lokalna to często miejsce, gdzie zaczynają się trendy krajowe i gdzie Twój głos może być najgłośniejszy.
Wspieraj niezależne dziennikarstwo: Subskrybuj wiarygodne serwisy informacyjne. Wolne media są filarem demokracji i potrzebują wsparcia finansowego, aby rozliczać władzę z odpowiedzialności.

7. Jak rozmawiać z przyjaciółmi lub rodziną, którzy nie widzą problemu lub którzy wspierają erozję demokracji?
Skup się na wspólnych wartościach, a nie na polityce partyjnej.